Poranek u Jacka w Taciszowie, wszyscy
skapcaniali powoli jedzą śniadanie i dopijają kawę lecz w dalszym
ciągu nie dociera do nas informacja, że jedziemy w kolejną podróż
do kraju łosi, porostów, fiordów oraz zwykłej pracy za
nadzwyczajne wynagrodzenie. Godzina 12:00, ogórek napakowany i
gotowy do jazdy, a Jacek odpala silnik i rusza do przodu. Pierwszy
przystanek u mechanika, który miał jeszcze tylko zerknąć do serca
naszego pojazdu lecz okazało się, że jest chory i go nie ma. Od
teraz celem są Niemcy bądź jak określa to nasza trójka „dziki
kraj”. Jacek dzielnie prowadzi do ostatniej stacji benzynowej w
Polsce gdzie zostają zjedzone trzy gorące kubki, które podnoszą
temperaturę do tego stopnia, że łysina Bogusza oblewa się potem.
Za stery w czapce kapitana i z okrzykiem „ahoj przygodo” wskakuje
Bogusz dla którego kierownica stanowi koło sternika. Wszystko idzie
pięknie i gładko gdy przed Berlinem pojawiają się pierwsze
problemy. Tył samochodu przyozdobiony jest przez liczne plamy oleju,
a przez tylną szybę widać tyle co Bogusz widzi bez okularów.
Utraciliśmy około litra oleju i nie mamy pojęcia gdzie pojawił
się wyciek, najprawdopodobniej wina leży po stronie chłodnicy
oleju lub jej umocowaniu. Oczywiście taka „błahostka” nie
zatrzymała nas i ruszyliśmy dalej ale tym razem z prędkością
maksymalną 70km/h.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz